Polska od 22.10.2020r.
- Kamila Kopaczyk
- 26 paź 2020
- 6 minut(y) czytania
Tutaj nie chodzi o to czy jesteś za aborcją czy przeciwko niej. Mass media czy osoby kształtujące opinię publiczną albo bardzo manipulują i przeinaczają pewne informacje albo są zupełnie nieświadomi o tym, że przekazują totalne bzdury. Po części skutkuje to właśnie (niestety!) nastrojami społecznymi, jakie możemy teraz obserwować. Na początku chcę, również zaznaczyć, że udostępnione przeze mnie treści są pozbawione mojej opinii odnośnie legalizacji aborcji. W moich mediach społecznościowych przeprowadziłam ankietę, w której wzięło ponad 200 osób, 87% z nich nie odpowiedziało poprawnie na chociaż jedno pytanie. Ponadto 98% z tych 87% zadeklarowało, że przeczytali wprowadzone zmiany w Konstytucji. Oczywiście tutaj był największy haczyk, ponieważ żadne zmiany w Konstytucji nie zostały wprowadzone. Tym samym nie mogli przeczytać czegoś co nie istnieje. Uważam, że fajnie jest wiedzieć przeciwko czemu się protestuje. Więc po pierwsze Trybunał Konstytucyjny orzekł niezgodność Konstytucji z ustawą. Jego podstawowym zadaniem jest sądowa kontrola konstytucyjności prawa: kontrolowanie zgodności norm prawnych niższego rzędu (rangi ustawowej lub podustawowej) z normami prawnymi wyższego rzędu, przede wszystkim z KONSTYTUCJĄ RP.
Źródło GOV:
Art. 4a ust. 1 pkt 2 ustawy z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży (…) jest niezgodny z art. 38 w związku z art. 30 w związku z art. 31 ust. 3 Konstytucj RP.
Czyli, TK po prostu wypełnił swój obowiązek. Od tamtego momentu do dziś (czyt.26.10.20) żadne zmiany nie zostały wprowadzone w życie. Nikt nie wprowadził żadnej zmiany w Konstytucji RP. Cała akcja rozgrywa się o ciężkie wady wrodzone (czyli. wady wrodzone uniemożliwiające przeżycie embrionu/płodu/dziecka). Lekkie wady wrodzone to są niepełnosprawności (czyli dziecko nie jest do końca sprawne, ale jest w stanie z tym żyć) tj. utrata wzroku, deformacja nosa, brak kończyny etc. – aborcja takich wad jest zabroniona od 1997r. Czytając liczne treści odniosłam wrażenie, że od dnia orzeczenie TK co najmniej co 2 kobieta jest skazana na urodzenie dziecka z ciężką wadą wrodzoną. Postanowiłam, więc to sprawdzić i ku mojemu zdziwieniu współczynnik urodzenia dziecka z wadą wrodzoną ( w znaczeniu ogólnym czyt. ciężkimi wadami+lekkimi) wynosi 2-4% w Polsce (czyli jest zdecydowanie niewielki). Tym mniejsze jest prawdopodobieństwo urodzenia dziecka z ciężkimi wadami wrodzonymi. Oprócz predyspozycji genetycznych, na które nie mamy wpływu, decydującą rolę w pojawieniu się wad wrodzonych u płody ma m.in. spożywanie alkoholu, narkotyki czy papierosy. Następnie pokusiłam się o sprawdzenie prawdopodobieństwa śmierci okołoporodowej, wynosi ono zaledwie 0,00005% (współczynnik 0,05%) w Polsce. Śmierć okołoporodowa na świecie zajmuje 4. miejsce wśród najczęstszych przyczyn zgonów. Natomiast w Polsce na liście najczęstszych przyczyn zgonów zajmuje ostatnie miejsce w zakładce INNE. Innymi słowy np. współczynnik śmierci w wypadku samochodowym wynosi 7,4%, raka płuc 8,2%, ukł. krążenia 26% (dane dotyczą Polski!). Następna kwestia to poród martwego dziecka (współczynnik 0,2%). Od dawien dawna decyzję w jaki sposób kobieta urodzi dziecko – martwe czy żywe – podejmuje lekarz. W Polsce poród martwego i żywego dziecka traktuje się z punktu medycznego bardzo podobnie czyt. nie ma np. czegoś takiego jak cięcie cesarskie na żądanie. Na to w jaki sposób kobieta będzie musiała urodzić obumarły płód, składa się wiele czynników. Rodzenie w bólach martwego dziecka to niezwykle traumatyczne przeżycie dla kobiety. Jednakże ze względów medycznych jest ono lepsza od cięcia cesarskiego – poród przez cięcie cesarskie to operacja. Często w takich przypadkach niemożność zrobienia cc wynika z przeciwskazania do wykonania znieczulenia ogólnego i zewnątrzoponowego, więc lepiej operacji unikać. Należy również pamiętać, że poród naturalny daje większą pewność uniknięcia ewentualnych pooperacyjnych problemów (ponieważ to właśnie one zwiększają ryzyko śmierci okołoporodowej). Od 97’ widnieje prawo do aborcji w przypadku zagrożenia życia kobiety – walki na protestach często zaznaczają skazywanie kobiet na śmierć. Kochane, takie prawo jest i nikt nie ma zamiaru go zmieniać. Analogicznie sytuacja wygląda w przypadku czynu zabronionego. Tym samym walczycie o prawa, które już macie i będziecie je mieć. W Polsce Zespół Downa jest uznawany za jedno z ciężkich wad wrodzonych. Istnieje przekonanie, że takie płody/dzieci żyją krótko, za cud uważa się gdy osiągają 30 rok życia. Nie ma nic bardziej mylnego. We Włoszech normą jest, że osoby z ZD żyją 80/90 lat, czyli tak jak osoby zdrowe. Na świecie zostało już udowodnione, że ZD nie wyklucza z samodzielnego życia, osoby są zdolne do pracy i prowadzenia własnego gospodarstwa domowego. Wszystko jednak zależy od podejścia i stworzenia warunków do życia oraz rozwoju. Niestety nie udało mi się dotrzeć do materiałów jakoby w Polsce w przypadku ZD (w temacie aborcji) było rozgraniczenie na wady lekkie i ciężkie. Raczej spotkałam się z „wrzuceniem” ZD do jednego worka z ciężkimi wadami wrodzonymi. Jednym z haseł na proteście jest „Kobieta to nie inkubator”. Słuszne spostrzeżenie, kobieta jest człowiekiem a inkubator urządzeniem. Ale czy podczas ciąży kobieta nie pełni jakoby funkcji naturalnego inkubatora dla płodu? W wielkim skrócie inkubator daje możliwość życia i rozwoju i chcąc nie chcąc ciało kobiety sprawuje właśnie taką funkcję podczas ciąży. To wynika z uwarunkować biologicznych człowieka, więc protestując przeciwko bycia inkubatorem, trzeba się zwrócić bezpośrednio do natury i domagania się nowelizacji biologizmu człowieka. Jak wyjaśniłam wcześniej to właśnie Konstytucja RP gwarantuje ochronę życia ludzkiego a tym samym jest nie zgodna z postulatami protestujących. Co ciekawe, duża część osób opowiadających się za aborcją, broni nienaruszalności właśnie Konstytucji. Gwarantuje ona WSZYSTKIM prawo dożycia bez względu na choroby genetyczne czy upośledzenia etc. Czyli ludzie przeczą sami sobie. Psychologicznie – chcą zjeść ciastko i mieć ciastko. Jak im pasuje tak powołują się na Konstytucję, jak im nie pasuje odwracają „kota ogonem”. Protestujący żądają min. prawa do wyboru. Problem w tym, że nikt im tego nie odbiera. Czyli ponownie sytuacja domagania się czegoś co jest. Definicja wyboru - <wybranie jednej z możliwości>. Więc czy, to, że „coś” jest zabronione oznacza, że nie można tego zrobić? W Polsce do czynów zabronionych należy m.in. kradzież czy zabójstwo, ale czy to oznacza, że nikt nie kradnie czy nie zabija? Posłużę się przykładem Trynkiewicza. Czy to, że gwałt i morderstwo było ów czynem zabronionym w jakikolwiek sposób odebrało mu prawo wyboru? Mógł tego dokonać lub nie. Cała reszta typu więzienie to są konsekwencje (<następstwo, rezultat czegoś>). Więc walka o prawo wyboru również sprowadza się do niczego, ewidentnie zostały pomylone tutaj definicje wyboru z konsekwencjami. Część osób powołuje się również na chęci zmniejszenia cierpienia chorych dzieci, czy zmniejszenie bólu rodziców. I to jest bardzo szlachetne. Tym samym proszę pamiętać również, o cierpieniu dzieci i bólu ich rodziców np. w przypadku ostrej białaczki, niepełnosprawności intelektualnej czy wielu innych przypadkach, które są jawne w społeczeństwie. Najważniejsze to zamieniać słowa w czyny – mogę pomóc m.in. w zastaniu dawcą szpiku kostnego czy uzyskaniu opieki nad kilkoma rodzinami potrzebującymi pomocy. Mam nadzieję, że nie zostane źle odebrana. Moimi treściami nie mam zamiaru nikogo obrażać, decydować o tym czy ktoś w swoim stanowisku (za czy przeciw aborcji) ma rację czy też nie. Szanuję każdego człowieka oraz jego prawa min. prawo do wyrażania własnych poglądów. Mój wywód nie miał na celu nikogo urazić, a jedynie pokazać fałszywość rozpowszechnianych informacji oraz brak ich logicznego poparcia. Z mojej strony mogę jeszcze odnieść się do jednej- dla mnie- zasadniczej kwestii. Jestem katolikiem i nie jest to żadna tajemnica. Od kilku dni spływają do mnie liczne wiadomości jakobym była winna obecnej sytuacji. Więc jestem katolikiem ale to nie powoduje ,że jestem odpowiedzialna za słowa i czyny innych katolików, nie mam wpływu na to co myślą, mówią i robią inni katolicy. Nie jestem niewolnikiem i mam prawo do wyrażania własnego zdania oraz samodzielnego myślenia. W ostatnich dniach czuję bardzo zetykietowana. To, że ktoś mówi, że jest syreną, nie oznacza, że nią faktycznie jest. Tak samo jest z katolikami. Nie każdy człowiek nazywający się katolikiem, czy po prostu chodzący do kościoła nim faktycznie jest. W tych hucznych dniach spotkałam się z super frazą - „ miłość Kościoła (kościół= budynek, Kościół=ludzie, katolicy) do życia poczętego kończy się tam gdzie zaczyna homoseksualizm). Jest to bardzo trafne, w stosunku do pseudo-katolików. Prawdziwi katolicy chociażby starają się żyć zgodnie ze Słowem Bożym, a jak wyraźnie jest tam podkreślone żyć miłością. Oczywiście nie oznacza to, że będę chodzić po ulicy i mówić wszystkim jak bardzo ich kocham. Słowa bez pokrycia czynami to są jedynie puste słowa. Miłość można wyrażać na wiele równych sposobów – szacunek, pomoc, troska, wsparcie etc. Nienawiść, brak szacunku, powodowanie bólu i cierpienia wyraźnie przeczą słowom Miłości. Bóg nigdy nie potępiał, szkalował, znęcał się. NIGDY. Ja do kościoła nie chodzę dla księży, tylko dla Boga. Jest to miejsce rzeczywistego spotkania z Bogiem. Protestujący walczą o prawa człowieka. Ale czy ja je mam? < Każdy człowiek ma prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania; prawo to obejmuje swobodę zmiany wyznania lub wiary oraz swobodę głoszenia swego wyznania lub wiary bądź indywidualnie, bądź wespół z innymi ludźmi, publicznie i prywatnie, poprzez nauczanie, praktykowanie, uprawianie kultu i przestrzeganie obyczajów.> Niestety od dawna czuję się jakbym tych praw nie miała. Wyobraźcie sobie, że idziecie na spotkanie z przyjacielem do restauracji. Siedzicie sobie i rozmawiacie. Aż w pewnym momencie ktoś przez okno rzuca Wam na stół świńskie zwłoki, po chwili grupa osób staje nad Wami i zaczynają głośno krzyczeć. W sąsiednich stolikach dzieją się podobne sytuacje. Cała restauracja zamienia się w chaos, dzieci płaczą, słychać jedynie głośne krzyki, panuje dezorientacja a Ty zamiast miłego spotkania z przyjacielem, zostajesz „niewolnikiem” zaistniałej sytuacji. Szanujmy się, proszę. Protest, a profanacja (pojęcie odnoszące się do naruszania sfery sacrum, powodujące pozbawienie poświęconych rzeczy lub konsekrowanych miejsc wartości kultowej oraz potraktowania bez należytego szacunku rzeczy, wartości otoczonych powszechnie czcią.. W szczególności może to być zbezczeszczenie przedmiotów i miejsc praktyk) to dwie różne sprawy. Czy to w kościele katolickim, czy cerkwi, czy w meczecie, czy każdym innym miejscu sacrum nie można walczyć o prawa człowieka, jednocześnie je łamiąc.
コメント